poniedziałek, 6 kwietnia 2009

3192 dlugie godziny czekania...

Nareszcie, 3192h męczeńskiego czekania na odpowiedni moment, po 4 miesiącach przerwy jestem z powrotem na wodzie. Dzień nie zapowiadał się rewelacyjnie, prognoza przewidywała marne 11węzłów, więc plan był by chociaż spróbować pokajtować. Na szczęście zabrałem zestaw windsurfingowy i okazało się, że nie na darmo. Gdy dotarłem na Małe Morze bez cienia wątpliwości otaklowałem 4.7 i popędziłem do wody.Pierwszy z nią kontakt okazał się przyjemny i już wtedy wiedziałem, że to bedzie udany dzień. Forma jak to po zimie, pierwsze pare spockow wyglebionych, tradycyjnie pierwsza rufa w wodzie, zacząłem od dość dynamicznej więc sie nie dziwie, ze zabrakło wyczucia. Po 30min wszystko wróciło do normy, spocki zaczeły wychodzic, a z każdego mocniejszego szkwału dusiłem laydowny na zmiane z loopami, które przyszło mi wykręcać w wodzie na głebokości kolan. 3h komfortowego pływania, wiatr był nierówny, ale kto by sie tym przejmował pierwszego dnia. Na wodzie koło 20osob łącznie z kajciarzami. Pojechałem sam dlatego fotek żadnych niestety nie mam, ale na to przyjdzie jeszcze czas... aloha!

Brak komentarzy: